"GDZIE DIABEŁ NIE MOŻE TAM 82 POŚLE."


82 Olsztyńska Drużyna Harcerzy.



JADŁOSPIS
82 ODH
ZASTĘPY
BANDA
WYPADY
COŚ WAŻNEGO
GALERIA
FORUM
KSIĘGA GOŚCI
ZOBACZ KSIĘGĘ
DOPISZ SIĘ





Szkolenie taktyczno-obronne Tarnów 2007(82ODH, 89SDH) Pewnego dnia wszedłem na swoją skrzynkę e-mail i znalazłem w niej wiadomość od niejakiego Duncana Mc Lain. Zaoferował, żebym przyjechał do nich do Tarnowa na szkolenie specjalnościowe - proobronne. Odpowiedziałem - „czemu nie”- w końcu ciekawie się zapowiada. Odpowiedziałem na e-maila, pomysł szkolenia przedstawiłem drużynie, a wszyscy go podchwycili. Kolejne tygodnie spędziłem na omawianiu szczegółów wyjazdu. Drużyna natomiast przygotowywała się pod względem fizycznym i psychicznym na ten wyczyn. Duncan od początku zastrzegał, że będzie to impreza podpadająca pod ekstremalną. Ten fakt podbudowywał nasze morale. Od połowy lutego wiadomy był termin wyjazdu. Mobilizacja była już tak wielka, że każdy członek naszej drużyny nie mógł spać na myśl o wyjeździe. Nadszedł 1 marzec roku 2007… Rozpoczęło się, długo wyczekiwany przez nas biwak - szkolenie specjalnościowe - proobronne. Spotkaliśmy się o 19:30 u Paszczaka, w korytarzu tłok - 11 harcerzy(9 osób z 82ODH oraz goście - Kondi i Świeżak) okupowało klatkę schodową. Mieliśmy plecaki wyładowane śpiworami, karimatami, ubraniami, do tego torba, a w niej jedzenie na 5 dni i 3 pokrowce z kolbami.Ja i Szafa dzielnie stawialiśmy czoło zadaniu doniesienia tej torby na dworzec.Zrobiliśmy ostatnie zdjęcia i wyruszyliśmy w podróż. Pociąg mieliśmy o 20:40. Pojechaliśmy najpierw do Działdowa, by tam przesiedzieć 4 godziny na dworcu(To były bardzo długie 4h) i o 2:40 wsiąść w pociąg do Krakowa. Wsiedliśmy do pociągu, zaczęliśmy od szukania wolnego miejsca, ale okazało się, że drogę do Warszawy przyjdzie nam spędzić w korytarzu albo w kiblu. Spowodowało to nawiązanie znajomości z organizacją paramilitarną: „Strzelec KOS” z Krakowa. Długa rozmowa, wymiana kontaktów i na kolejne szkolenie jedziemy do Krakowa. Przyszła upragniona Warszawa, zwolniło się miejsce w przedziałach, które niezwłocznie zajęliśmy. Kolejne 4 godziny spędziliśmy na luksusowych siedzeniach.W porównaniu do kilku godzin spędzonych w jakiejś wnęce przedział to faktycznie był luksus. Wysiedliśmy w Krakowie, tam nie przyszło nam długo czekać na kolejną przesiadkę i po kolejnej godzinie znaleźliśmy się w Bochni.
„Witamy na ziemi Bocheńskiej...”
Usłyszeliśmy wysiadając z pociągu, potem nastąpiło krótkie przywitanie z 89 DSH "Species Nocturna" im. Henryka "Hubala" Dobrzańskiego i ruszyliśmy w stronę hufca „Bochnia”. Super laski są w tej Bochni!!! O dziwo zamiast zacząć przyjazd od solidnego kopa zaproponowano nam zjedzenie czegoś ciepłego w pizzerii. To było prawie tak przyjemne, jak Pani, która nas obsłużyła w tej pizzerii. Po zjedzeniu ruszyliśmy na boisko pobliskiej szkoły w celu nauki musztry. Musztra dość dla nas nietypowa, bo składała się z wykonywania poleceń w marszu, kroku francuskiego, kroku szkockiego i super efektownych jedno-krokowych zwrotów w marszu. Śmiesznie było tak maszerować będąc oglądanym przez zatrzymujących się na ulicy bocheńskich mieszkańców (i ładnych mieszkanek). Kolejne szkolenie dotyczyło lin-, tam pokazaliśmy, na co nas stać Czyli 3 pary gaci, 2 liny :P Wróciliśmy do Hufca, gdzie odbyły się zajęcia ze składania meldunków NATO. Rozpoczęliśmy od poznania alfabetu NATO i nauczyliśmy się 3 sposobów meldowania. Były raporty: ewakuacyjne - tzw. MedEvac; aktywności przeciwnika - tzw. SpotRep; oraz rozpoznania terenowego - tzw. TgtReconRep. Dowiedzieliśmy się również, do czego służą tzw. Noże taktyczne. Następnie mieliśmy ćwiczenia w meldowaniu. Krótka przerwa na kolacje, a potem nasze zajęcia z pozytywnego myślenia. Po tych zajęciach cała ekipa z Olsztyna została potocznie nazwana „Pozytywni”. Ta jakże pozytywna „łatka” bardzo nam odpowiadała.
Wieczorem kolacja, przed snem odbył się jeszcze sąd harcerski na temat mundurów na oficjalnych imprezach miejskich. Pomysł na sąd wziął się z zachowania Strzelca (org. młodzieżowej paramilitarnej wychowanej na tradycjach WP czyli młodzi ludzie którzy chcą w przyszłości służyć w wojsku) JS2029 z Krakowa i całej burzy, jaką spowodowało ich wystąpienie 11 listopada podczas uroczystości w nomexowych kombinezonach i kamizelkach taktycznych z flagami polski. W dużym skrócie chodziło o to, że ludzie uważający się za patriotów przychodzą na uroczystość Narodowego Święta Niepodległości - (najważniejsze polskie święto narodowe ubrali się jak na akcje antyterrorystyczną. Przyszedł upragniony odpoczynek...
Po przebudzeniu zjedliśmy śniadanie, posprzątaliśmy Hufiec i wyszliśmy w trasę. Tu podczas przejścia poznaliśmy nowy szyk marszowy tzw. Brick(szyk ceglany). Paszczak dzielnie pilnował, aby odstępy między nami było idealne. Minęliśmy kładkę dla pieszych o długości ok. 250 metrów i szerokości 1,5 metra wiszącą nad rzeką Rabą. Wchodząc na nią Mysio rzucił do tyłu żeby NIE równać kroku, reszta usłyszała „Równać krok”. W efekcie kładka tak się rozbujała, że mieliśmy niezłego stracha. Doszliśmy przed starą szwalnie i tam poznaliśmy schemat konstrukcji mapy plastycznej. Reszta w tym czasie leżąc w pobliskim rowie informowała o zbliżających się ludziach i samochodach. Następnie udaliśmy się do szwalni i tam ćwiczyliśmy walkę wręcz oraz poznawaliśmy tajniki czarnej taktyki. Chłopcy z 89 DSH są w tym naprawdę nieźli- widać, że ćwiczą to nie od dzisiaj. Wieczorem udaliśmy się na Tora-Bora - piaskową górę z wydrążonymi w niej korytarzami. To było miejsce naszego noclegu. Rozpaliliśmy ognisko i na nim przygotowaliśmy nasz obiad. Potem połozyliśmy się do snu. Ok. 24 nastąpiło budzenie gdyż na nasze głowy zaczął padać deszcz. Deszcz padał już wcześniej, ale mieliśmy nadzieje, że to tylko przelotna mżawka. Na szczęście byliśmy na to przygotowani, schowaliśmy się w tunelach Tora-Bora i tam spędziliśmy resztę nocy. Ci, którzy mieli mniej szczęścia, mieli już mokre śpiwory i koce, nawet ubrania. Żeby nie wpaść w „trzęsiawkę” zbiliśmy blisko siebie i staraliśmy się zasnąć. Rano wszyscy trzęśli się z zimna, na szczęście zaradziła temu solidna zaprawa poranna.
Ostatni dzień pobytu to powrót do Hufca i pakowanie sprzętu. Pożegnaliśmy chłopaków z 89 DSH "Species Nocturna"(oczyściliśmy buty z błota, przebraliśmy się w suche rzeczy) i ruszyliśmy na dworzec. W drodze powrotnej mieliśmy okazje zwiedzić trochę Kraków. Dla niektórych była to pierwsza wizyta w tym pięknym mieście, zdjęcia stamtąd są bezcenne. Tym razem pociąg do Działdowa był pusty, więc nie mieliśmy problemu z zajęciem miejsca. Znowu okupowaliśmy dworzec w Działdowie, tym razem tylko 2,5 godziny. Tak jak poprzednio wyglądało to jakby banda bezdomnych harcerzy nie miała się gdzie podziać, więc postanowiła zamieszkać na dworcu. W Olsztynie byliśmy o 6:10. Imprezę zaliczamy do udanych. Wspaniali ludzie, niezapomniane wrażenia i przygody - będziemy to na pewno długo i miło wspominać. Wróciliśmy z Bochni z uśmiechem na ustach i głowami pełnymi pomysłów na kolejne miesiące naszej pracy harcerskiej. Teraz wyczekujemy momentu przyjazdu 89 do Olsztyna, a stanie się to zapewne w czerwcu. Kraina Tysiąca Jezior z niecierpliwością na Was czeka!

Mysio i Kondi


Zimowisko Bieszczady 2007 (82ODH, 33 OWDH Achates, 25 OGWDH Widmo) Zimowisko "Bieszczady 2007" Długo wyczekiwaliśmy wyjazdu w Bieszczady. Gdy tylko nastąpił przeddzień wyjazdu spakowałem plecak na to niesamowite zimowisko. Pewne było tylko jedno – Nie będzie lekko. Wprawdzie nie codziennie zdarza się jechać w zimę pod namioty. Spotkaliśmy się na dworcu: 33 OWDH „Achates”, 25 OGDH „Widmo” oraz 82 ODH. Wszyscy mieli plecaki wypakowane po brzegi w rękach mieliśmy namioty, kuchenki oraz inny sprzęt obozowy. Gdy tylko przyszła pora wpakowaliśmy się do pociągu i tam Mydeł rozdał nam regulaminy: regulamin kąpieli, regulamin poruszania się po drodze, regulamin służby wartowniczej, regulamin służby kuchennej itd. Podczas podróży, każdy miał za zadanie, zaznajomić się z regulaminem oraz złożyć pod nim swój podpis. Wiadomą sprawą jest, że droga w Bieszczady jest długa tak, że czas umilaliśmy sobie piosenkami: pociągowym bluesem oraz innymi, których nie dało rady spamiętać. Wysiedliśmy w okolicy Połoniny Działdowskiej na Stacji Dziadowska Górka. Tak to tu przyszło nam spędzić kilka kolejnych dni. Szybko udaliśmy się na pole namiotowe, na którym jak się okazało mieszkali też inni harcerze – miejscowi oraz niewielka grupka kolonistów z pobliskiej szkoły. Obozowanie zaczęliśmy od ustawienia obozu, najpierw namioty, a potem w centralnym punkcie rozpaliliśmy ognisko. Szybki zwiad terenowy i wiedzieliśmy, gdzie będziemy jadać ciepłe obiady oraz gdzie znajdują się ToiToiki, innych udogodnień nie było. Po kwaterce przyszedł czas na pierwsze zajęcia, do przeprowadzenia, których sprowadzaliśmy instruktora z drugiego końca polski. Były to zajęcia z KravMagi. Po tych zajęciach, a były długie i wyczerpujące, zaczęły się zajęcia w drużynach. 82 ODH miała zajęcia z Pozytywnego Myślenia, Widmo ćwiczyło musztrę, Achatki śpiewały. Następnie udaliśmy się na spoczynek, wszyscy oprócz wartowników, którzy pilnowali, aby nikt nie wdarł się na teren obozu, chciałbym również dodać, że tej nocy padał deszcz, czyli warta nie była zbyt ciekawa. Dzień drugi zaczęliśmy od zaprawy w formie aerobiku. Następnie odbyły się zwiad terenowy po okolicach Dziadowskiej Góry. Zwiedziliśmy stare zamczysko oraz zabytkowy kościół. Doszliśmy do pomnika lotników oraz do opuszczonych koszar. Wróciliśmy na pole namiotowe, by ponownie wyjść tym razem na ciepły posiłek do miejscowego baru(najdziwniejsze było to, że bar nazywał się Caritas). I po powrocie do szkoły nastapiła sjesta, a po niej kolejne zajęcia w drużynach. Achatki pracowały nad swoim rozwojem psychicznym, Widmo nad rozwojem fizycznym, a 82 ODH ćwiczyła musztrę podczas popularnej zabawy: „Paszczak mówi…”. Po 20 minutach zabawy do 82 dołączyła część Achatek(widocznie zabawa była ciekawa i wciągająca). Wieczorem odbyło się nasze pierwsze Bieszczadzkie ognisko. Potem znowu nastąpiła cisza nocna oraz znów wartownicy mogli stanąć dzielnie pilnować obozu. Tej nocy była ładna pogoda, dlatego część uczestników postanowiła spać poza namiotami. Dzień trzeci przywitał nas zaprawą w stylu militarnym, tego dnia zaplanowaliśmy wędrówkę, na połoninę Dziadowską, do wieży granicznej, na Łapę oraz do opuszczonej wsi. Umawialiśmy się w kolejnych punktach, by łatwiej było nam manewrować w tym trudnym terenie. Pierwszą stacją była wieża graniczna. Widmo przebyło drogę, ze śpiewem na ustach, idąc wzdłuż drogi, chłopaki z 82 ruszyli przez las, Achatki ruszyły za 82. Na wieży umówiliśmy się, że następne spotkanie odbędzie się na Łapie. W tym miejscu pragnę zaznaczyć, że Wieża to było ostatnie miejsce gdzie widzieliśmy się ze swoimi drużynami. Następne było dopiero na polu namiotowym. Okazało się, że metoda dojścia do Łapy: „na oko” spowodowała, że 82 wyszła z lasu jakieś 2 kilometry dalej niż powinna. Achates i Widmo spotkali się na Łapie. Następny punkt oznaczał minięcie połoniny Dziadowskiej(tu znajdowała się 82 po tym dziwnym wyjściu z lasu) i dotarcie do opuszczonej wioski parę kilometrów za połoniną. No i znów okazało się, że nasz zmysł terenu na niewiele może się zdać, gdy opuszczona wioska ma długość ok. 5 kilometrów. Po paru telefonach, i próbach komunikacji dowiedzieliśmy się jednego 82 stała na początku opuszczonej wioski, Widmo znajdowało się w środku, a Achatki za wioską. Na efekty nie trzeba było długo czekać. Planowany obiad we wsi nie wypalił, więc trzeba było wracać na pole i tam zorganizować sobie jedzenie. Achatki i 82 wrócili do obozu a Widmo postanowiło trochę w tej wiosce jeszcze spędzić. Wieczorem Maciuś z Widma przeprowadził kominek na temat historii Bieszczadzkich. Potem każdy mógł położyć się spać, a kto nie chciał to mógł siedzieć przy ognisku albo na dyskotece. Dzień czwarty – tłusty czwartek, Paszczak przyniósł paczki i zaczęła się uczta. Wieczorem odbyły się ostatnie zajęcia w drużynach, a w nocy były biegi sprawnościowe na pobliskich polach. Tam właśnie Mydeł upadł. Zdarzenie to znane jest jako „Lot nad kukułczym gniazdem”. Dzień piąty, to pakowanie się i pożegnanie Bieszczad. Tyle wspomnień i tyle świetnych zabaw. Obiecaliśmy sobie, że jeszcze tam wrócimy, a to się zdarzy już niedługo, bo to właśnie to miejsce wytypowaliśmy na tegoroczny obóz, może w skromniejszym składzie, ale nie mniej zabawnym. Mysiek


Wigilia drużyn 82, Achates, Widmo(Gietrzwałd)
O 17.00 mieliśmy wyruszyć w droge, oczywiście pieszo. Pogoda była ładna pomijając kałuże, i małe bagienka. Arizona,Szafa,Małysz wraz z Paszczakiem musieli dojechać autobusem do Łupsztycha i z tamtąd wraz ze Stefanem i Ziółkiem na piechotke leśną drogą prosto do Gietrzwałdu( no prawie prosto:) ) Jako że Paszczak jest z nas najstarszy stopniem był naszym opiekunem. Postanowił dać nam życiową lekcje, mówiąc dokładniej "PAMIĘTAJCIE ABY KORZYSTAĆ Z MAPY!!!!" ale my tego nie przestrzegaliśmy i po 5 godzinach wędrówki dotarliśmy do Giedajt( 8 kilometrów w plecy) wszyscy wycieńczeni, z odciskami na nogach i cali mokrzy:) musieliśmy wracać spowrotem 9 kilometrów. Tym razem Paszczak sie nad nami zlitował i prowadził. po 2 godzinach byliśmy na miejscu, tam czekało na nas miłe powitanie, wszyscy którzy jechali autobusami stali wypatrując nas bohaterów RP:) zagubionych w boju:P. Gdy tylko wszyscy się wypakowali odbyła się pierwsza zbiórka na której każdy musiał sie przedstawić. Chłopcy z 82 czuli się troche nieswojo gdyż jako jedyni nie mieli mundurów. Potem kominek, zabawy mające na celu zapoznanie nas ze sobą. Drugi dzień był dużo bardziej emocjonujący gdyż w tym dniu miała odbyć się Nasza pierwsza Harcerska Wigilia:) Dzień rozpoczęliśmy od śniadania, potem wyszliśmy przejść się na wędrówke po Gietrzwałdzie. Naszym przewodnikiem był ksiądz więc większy czas zwiedziania spędziliśmy w kościele. Musze przyznac ze było bardzo fajnie i ciekawie:). Po południu wszyscy przygotowywali ozdoby hoinkowe i stroili stołówke ponieważ tam miała odbyć się wigilia. Ok godziny 17.00 wszystkie drużyny zebrały się w stołówce by razem zasiąść do potraw jakie przygotowali harcerze/ harcerki lub ich rodzice:) Ja(Arizona) Szafa i Paszczak krzątaliśmy się po kuchni i przygotowywaliśmy potrawy... Wtedy to otrzymałem bardzo ciężkie zadanie pokrojenia makowca na 50 części a i był tam piernik w blaszce, taki ze sklepu go też miałem podzielić :) nie powiem że było łatwo ale zrobiłem to. Szkoda tylko że kiedy paszczak odwrócił blaszke wszystko sie rozsypało. gdy wszystko było już gotowe pojawił się MysioKołaj taki wielki gruby siwy Pan:). Każdy wręczył prezent, potem zjedliśmy potrawy i rozeszliśmy sie po szkole. Arizona wraz z Gośką(przyboczna Achatesu), Myśkiem, Paszczakiem, Mydłem( drużynowy Widma) i kilkoma jeszcze osobami poszliśmy do stołówki śpiewać piosnki:)No może śpiewać to za dużo powiedziane ale chociaż próbowaliśmy śpiewać, chłopcy z 82 i widma bawili sei krzesłem, a dziewczyny jak to dziewczyny plotkowały...i tak mijała noc. Trzeciego dnia musieliśmy się zbierać bo trzeba było wracać do domu. O godzinie 11 ze szkoły wyszło Widmo wraz z Myśkiem, my zaś 40 minut po nich. Paszczak mówiąc że się spóźnimy poprowadził nas przez pole , to było coś pole zdawało się nie mieć końca, my z plecakami kartonami szliśmy co sił w nogach przez to pole aż doszliśmy do torów, tam to już tylko szybki bieg i prawie przy stacji dogoniliśmy jeszcze widmo choć wyszli prawie godzine przed nami. Co najśmieszniejsze okazało się że pociąg przesunęli o 40 minut i czekaliśmy tam jak na zbawienie cali w błocie i z wylanymi śledziami w kartonie:):P... Ale nie narzekajmy była to jedna z najlepszych imprez:)
by Arizona



Biwak drużyny(13-15.10.2006, Klebark Wielki)
Biwak zapamiętał każdy kto na nim był. Bo był to pierwszy wyjazd drużyny z całą drużyną. Co prawda pojechała tylko część drużyny: Mysiek, Paszczak, Arizona, Stefan, Szafa, Cygan, Małysz, NY, Słoik, Ziółek, Mylko i Kanapka. To i tak bawiliśmy się dobrze.



by Mysiek



Start Hufca 2006(15-17.09.2006, Cerkiewnik)
Był to start Hufca, w którym wzięliśmy udział jako organizatorzy. Reprezentacja składała się z dwóch osób: Paszczaka i Myśka.


Gdańsk 2006(12-15.08.2006)
Pierwszy ofcijalny wyjazd drużyny. Co prawda był troche spontaniczny (wyjechaliśmy 3 godziny po wymyśelniu, że jedziemy). Pojechały dwie osoby: Paszczak i Mysiek, a celem nadrzędnym było zakupienie nowych mundurów oraz dopracowanie planu pracy drużyny. Cele zostały wykonane, ba możemy się nawet pochwalić wejściem na szczyt pomnika na Westerplatte oraz nocowaniu na wieży obserwacyjnej również na Westerplatte.
A oto kilka fotek z tego wyjazdu:





LINKOWNIA
ZHP
CHORĄGIEW
HUFIEC
ACHATES
WIDMO


"Pięciu ludzi to dobry cel. Na jednego szkoda amunicji"